Porównaj oferty operatorów pod Twoim adresem
oszczędź do 50%

 
 
 
ArtykulyWiadomości

Polacy vs Technologia okiem TeleGuru: A ja jestem – samochwała!

Znacie wierszyk o samochwale, która stoi sobie w kącie i z tej wygodnej perspektywy obserwuje rzeczywistość, nagabując wszystkich wokoło, by podziwiali jej wspaniałość, piękne ubranko i roztropność w myśleniu? Że co? Że nie czytujecie Brzechwy? To znaczy – nie czytujecie już, bo Brzechwę czytaliście w dzieciństwie, gdyż Brzechwa to taki pisarz, że tylko dla dzieci? Sądząc po tym, co dzieje się na portalach społecznościowych, śmiem stwierdzić, że nie.

Nie jest to zjawisko nowe. Z przypadłością tą rodzaj ludzki zmaga się od zarania dziejów – a właściwie, kto się zmaga, ten się zmaga: bo jeśli już ktoś się zmaga, to na pewno nie osoba, która na tę przypadłość cierpi. Niektórzy ludzie po prostu  muszą na to cierpieć i jakoś im z tym dobrze – to znaczy nie cierpią z tym. Ba, przeciwnie – udowadniając na każdym kroku, że są cudowniejsi i wspanialsi niż reszta świata, rosną w oczach. Własnych. I analogicznie – bez przechwałek przestają w ogóle istnieć.

1260533562_by_pagonik_600

W czasach, gdy nie było internetu, wystarczyło zaparkować samochód większy od samochodu sąsiada pod domem – i od razu człowiek rósł we własnych oczach. Błogostan trwał chwilę albo dwie – bo po chwili sąsiedzi o nowym nabytku zapomnieli – ale ważne, że w ogóle trwał. Teraz wszyscy żyją w internecie. Wall w portalu społecznościowym zniesie wszystko: fotografię pierożków bez glutenu, rejestr ostatniej aktywności fizycznej, zdjęcie ze ślubu czy powiadomienie o innym, równie niezwykłym i karkołomnym wyczynie, który był tak niezwykły i karkołomny, że na pewno każdy będzie tego delikwentowi zazdrościł przez kolejne dwa i pół tygodnia. No bo kto by nie zazdrościł bliźniemu zakupu obiadu?

Ziemniaki są spoko

Takich felietonów jak mój jest w internecie mnóstwo. A pod nimi zapewne ogonki komentarzy w stylu „narzekacie na chwalących się, bo pewnie sami nie macie się czym pochwalić”. Jednak czy sam – nazwijmy to pieszczotliwie – akt ekshibicjonizmu nie jest swego rodzaju ubolewaniem? Jakimś ukrytym „płakaniem”, że się delikwentem nie interesują? I że z tego powodu delikwent cierpi i zmuszony jest nabijać sobie lajki zdjęciami kartofli na talerzu?

Oczywiście, ja nie mam nic do kartofli – one są tu zupełnie niewinne. Chodzi mi jedynie o to, że lądują nie tam, gdzie trzeba. Internet to nie jest miejsce dla nich. Parafrazując klasyka: osiągnięcia/majątek/obiad/aktywność fizyczna/związki/aparat na zębach/wycieczki są jak pewna część ciała – każdy ma jakieś, ale po co od razu pokazywać?

Back to top button