Porównaj oferty operatorów pod Twoim adresem
oszczędź do 50%

 
 
 
ArtykulyWiadomości

Polacy vs Technologia okiem TeleGuru: Chwała dinozaurom

Wchodzisz do restauracji – a tam on. Wsiadasz do autobusu – też tam jest. Siedzisz na dworcu, w poczekalni, w kinie – tu także jest. A przynajmniej być powinien. I nie – nie chodzi tu o mężczyznę z wąsami, w grubych okularach i dużym płaszczu, który przy każdej twojej próbie jego identyfikacji zasłania się gazetą i znika gdzieś w tłumie. Jego zostawmy w spokoju, wszak szpiedzy spokój mieć muszą. Chodzi o internet.

Za każdym razem, gdziekolwiek byś nie przyszedł, zanim rozsiądziesz się na dobre, wypatrujesz jakiegoś tajnego znaku w okolicy: a to nalepki z informacją o wifi, a to przyczepionego gdzieś wysoko migającego nadajnika z antenkami. Jeśli tego nie ma, zaczynasz czuć się gorzej. Brzmi dziwnie, a zarazem znajomo? To prawda, ale i tak na wszystko jest już za późno. Zwariowałeś. Podobnie jak i reszta świata.

Internet bywa potrzebny – to nie ulega wątpliwości. Zwłaszcza jeśli jesteś uczniem lub studentem i na gwałt potrzebujesz coś sprawdzić – zanim osoby, którym powierzono mozolne zadanie oświecania twojego chuchrowatego umysłu, odkryją, że oto nie odrobiłeś pracy domowej lub kompletnie nie wiesz, o czym mówicie na zajęciach.

Dawno, dawno temu…

Bardzo ciekawą rzeczą jest, że człowiek do wielu rzeczy potrafi przywyknąć – a szczególnie do tego, co ułatwia mu życie, przyczynia się do jego wygody i wybawia od znoju myślenia. Gdy już ktoś się do czegoś takiego przyzwyczai, wówczas okaże się, że bez tego żyć się nie da. Właśnie tak jest z wygodami związanymi z łatwym dostępem do internetu.

Kto to widział, żeby tak marnować czas i po jakąś konkretną informację przemierzać dwa przystanki autobusem, by wstąpić do biblioteki? Ble! Teraz taką osobę uznaje się za niedzisiejszą; w końcu wszystko mamy pod nosem, w komputerze czy nawet telefonie, więc na dobrą sprawę można się w ogóle nie ruszać z domu. No dobrze, wspaniale, bardzo się cieszę. Czasem tylko ni stąd, ni zowąd, niczym grom z jasnego nieba w umyśle młodego człowieka pojawia się na krótką chwilę pytanie, w jaki sposób ludzie żyli, funkcjonowali i istnieli w czasach prehistorycznych – to znaczy wtedy, gdy nie było ogólnie dostępnego internetu.

To pytanie należy zagwozdek z gatunku „co jadły dinozaury” – i szczerze mówiąc, trudno mi na nie odpowiedzieć, bo sama należę do osób, które prace licencjackie pisały już wtedy, kiedy internet był dostępny w każdej knajpce, składziku, toalecie.

Słów kilka o gadzinach

Zazwyczaj jest tak, że to, czego nie wiemy, jesteśmy w stanie z mniejszym lub większym powodzeniem dopowiedzieć sobie za pomocą wyobraźni. W tym jednak wypadku wyobraźnia odmawia mi posłuszeństwa; wymyślenie osoby, która pisała pracę naukową, bazując na przepisanych – no bo nie było wtedy aparatów w telefonie – książkach z biblioteki, jest tak abstrakcyjne, że łatwiej jest już wyimaginować sobie prehistoryczną gadzinę, która ma stopy o długości 1,5 metra każda i żre trawę oraz mniejsze żyjątka. Jak można było w ogóle iść do przodu, nie mając internetu? To jest nie do pomyślenia; w takim układzie rzeczy – bez internetu, który jest wszędzie – nasze pokolenie umiałoby się jedynie cofać, w najlepszym zaś wypadku (bo przecież stwierdzono, że istnieją jeszcze aż tak wybitne jednostki) stać w miejscu.

W związku z tym nie ulega wątpliwości, że osobom, które były w stanie skończyć szkołę i studia bez internetu, należy się gromki aplauz. Równocześnie ubolewam, że istnieją takie nieporadne istoty, które bez internetu są zupełnymi sierotami, to znaczy nie wiedzą, jak zawiązać but czy przykręcić żarówkę bez konieczności uprzedniego przeczytania o tym w smartfonie. Jeśli uważacie, że przesadzam i że takich osób nie ma, to z miejsca wyprowadzam was z błędu: są. Jednak aby to dostrzec, być może musicie zrobić jedno: wytknąć nos poza ekran telefonu i rozejrzeć się wokoło.

Back to top button